Jary, znaczy młody

Siedzę na taborecie w pustym pokoju. Przede mną sztaluga z ramą obciągnięta płótnem. Płótno jest zagruntowane i gotowe do użycia. Tylko ta wariatka gdzieś sobie poszła. Nie modelka. Do modelek zwracam się z szacunkiem. Moja wena i muza poszła na zakupy. Zostałem sam z pustką w głowie. Stuknęły drzwi. Wróciła. Wchodząc do pokoju, pokręciła tylko głową. Nic nie powiedziała. Miałem malować dla galerii Jare Gody. Święto wiosny. Pożegnanie zimy. Jare Święto było młode i wesołe. Jednak wciąż brak mi natchnienia. Na dole małolaty hałasują wściekłą muzyką i przekrzykują się niemiłosiernie. Jest coraz cieplej. Czas Jarych Godów nadchodzi. Pewnie właśnie tak to wyglądało dawno przed wiekami. Jare Święto zaczynało się ogólnym poruszeniem. Krzykami i bieganiną. Jakby stado wróbli grało w berka. Na Jare Gody należało zebrać stosy chrustu, by palić ognie przez noc całą. Jare Gody sławiły młodość i budząca się przyrodę. Gimnazjaliści na trzepaku zachowywali się szablonowo. Moje Jare Święto będzie miało twarze dzieciaków z sąsiedztwa. Tylko muszę zajrzeć do muzeum. Obejrzeć stroje z epoki. Wstałem i chodzę po pokoju. Moja muza kiwa głowa z aprobatą. Zna ten widok. Wie, że złapałem ślad jak ogar i już go nie porzucę. Jare Gody będą piękne i kolorowe. Płótno zaroi się postaciami i atmosferą. Wcześniej muszę przygotować farby. Zrobić próby koloru. Otwieram okno i wołam dzieciarnie z dołu. Będą mi pozować. Zrobię najpierw kilka zdjęć. Wyglądam znowu, poszli sobie. Nie szkodzi. Wysiadują w tym miejscu codziennie po szkole.

Połów na letnie święto

Ktoś stoi we mgle jak samotny pal wbity w dno jeziora. Z miejsca, w którym stoję nie widać wszystkiego. Część postaci zasłania rozrośnięta jarzębina. Dzisiaj zaczyna się lato. Wieczorem będzie zabawa. Jak co roku w Noc Kupały. Ruszam powoli w stronę brzegu jeziora, nad którego brzegiem majaczy czarna zwalista postać bez nóg i głowy. Kłaki mgły plączą się po ziemi, zasłaniając nogi jak słupy i głowa ginie we mgle co rusz rzednącej i odsłaniającej długie tłuste włosy. Podchodzę bliżej. Olbrzym odwraca się i uśmiecha na mój widok. Uśmiech ma szeroki, jowialny i przyjacielski. Wykonuje ruch w moją stronę. Powstrzymuję go gestem. Ostatnio jak się z nim przywitałem na jego wylewny sposób, dwa miesiące bolały mnie zebra.

noc kupały
Noc kupały

Co roku odwiedzam przyjaciela w Noc Kupały. Wiem, że rano zwykle bywa nad jeziorem i łowi ryby na wędkę z kościanym haczykiem. Schyla się i podaje mi drugą. Jak zwykle przygotowany. Na liściu łopianu leżą robaki. Zakłada jednego na haczyk i zarzuca. Siedzimy, nic nie mówiąc. Nie ma o czym rozprawiać. Wszystko wiadomo. Noc Kupały jest dziś. Idziemy razem do w drugi koniec jeziora, ale jeszcze nie teraz. Później. Na tańce i ognisko. Co roku sycimy je do rana, od dziesięciu lat, kiedy poznałem tego osiłka. W towarzystwie jest nieśmiały. Wiele nas łączy. Kolejna Noc Kupały razem i razem z ludźmi z wioski. On mieszka na wyspie na jeziorze. Do wsi chodzi rzadko. Łowi dla nich ryby i w zamian dostaje reż, brukiew i rzepę. Jezioro jest rybne. Nie zdarzyło się wrócić bez połowu. Wędka jest dla niepoznaki, żeby zająć czymś ręce. Czop kręci głowa i wstaje. Chwyta za linę z łyka zatopiona w przybrzeżnej wodzie i ciągnie. Pomagam mu. Na końcu znajduje się żak pełen ryb. Szczupaki, okonie, liny i dorodne płocie. Połów na Noc Kupały. Czeka nas sporo pracy do wieczora. Trzeba wypatroszyć wszystkie i wypchać ich brzuchy pokrzywami, by zachowały świeżość do wieczora. Noc Kupały zapowiada się smacznie. Na główne danie pieczone w liściach chrzanu ryby i placki z owsa. Najemy się, aż nam brzuchy urosną, jak cielnym krowom.

Poczytaj o innych świętach słowiańskich swietaslowianskie.pl.

noc-kupaly-011

Postrzyżyny – Na koniku, na karym

Wkoło ruch, polityka i historii pisze się sama. Narody wyciągają miecze przeciw sobie. Innym razem godzą się i siadając do stołu, przepijają do siebie dojrzałym miodem, dając wyraz przyjaźni, a nawet braterstwu. Trony dziś zasiedziałe, jutro znów stoją puste.

postrzyżyny

Tutaj w głębokiej puszczy pruskiej cisza, tęsknota za odmianą. Byle jaki gość się pokaże, już cała wioska prowadzi go do starosty i oczekuje przed wejściem do chaty na wieści ze świata. Tak jest zwykle, ale nie dziś. Dziś wielki dzień dla młodzianków niewyrosłych. Postrzyżyny. Starostów wnuczek na placu stanie do Postrzyżyn gotowy. Z racji rangi uroczystości, wszyscy oczekują wielkich atrakcji. Już naniesiono wielkie kupy chrustu do wzniecenia ognisk świątecznych. Drewno do podtrzymania ognia dawno ściągnięte z boru. Postrzyżyny w Witowym okólniku nie byle jaką rangę mają. Miodu i piwa gospodarz kazał utoczyć z beczek w stągwie i antałki. Nawet gorzałki nie braknie z samego Hłańska przywiezionej zeszłej jesieni. Kiedy to na postrzyżyny syna kasztelanowego jechano w gościnę. Dziś święto z dawna oczekiwane. Mały Smardzyk dostanie nowe imię. Baby po opłotkach gadały, co dziad zamyślił najstarszego wnuka swym mianem obdarzyć. Jak tradycja wymaga, gałęzi Jezioranów przynależy rzucanie ognistej wici. I wszyscy mężczyźni z rodu te funkcję dzierżą. Wojów na wyprawy po opolach zwołują, posyłając wokół ognisty wiecheć. Tak i najmłodszy przyuczany od dziś będzie pod ręką ojcową. Dziad w prezencie sprawił mu karego ogiera, który jeszcze zeszłego roku przyprowadził mu kupiec kijowski Wasilis. Moc skór bobrzych i bursztynu wywiózł Wasilis ze sobą. Starosta, aż pękał z dumy, gdy teraz przywiedli karego z osady koniuchów zza jeziora. Dzianet ujeżdżony nie toczył już piany z pyska na widok rzędu, który malec dostanie od ojca. Na Postrzyżyny układnym się stał pod rękom najstarszego z koniuszych z zajezierza. Zdążył, jak i obiecał, Gnoj na Postrzyżyny z uładzeniem konia. Spisał się nieźle i dlatego koniuchy dziś zajmą poczesne miejsce na wieczerzy przy ognisku po Postrzyżynach.

Więcej o obrzędzie można przeczytać tutaj: http://swietaslowianskie.pl/postrzyzyny/

Dziady – nieśmiertelna pamięć

Kult zmarłych istnieje w każdej kulturze. Różne tylko bywają jego przejawy. Dziady w słowiańskim świecie odprawiane były dwukrotnie w roku. Raz na wiosnę i raz jesienią.

dizady
Dziady na białorusi

Dziady jesienne były zdaje się ważniejsze. Choć trudno autorytarnie zapewnić o słuszności tezy. Wypominki nad grobami zmarłej rodziny praktykuje się do dziś, obchodząc Święto zmarłych. Dziady były uważane przez kościół katolicki za zabobon i kategorycznie piętnowano uprawianie kultu w nieformalnym kształcie. Hierarchia kościelna nie mogła tolerować wyłomów w doktrynie i pozwalać na przejaw braku szacunku. Tym bardziej że z drugiej strony jako adwersarza miała prosty lud, a jako jego przedstawiciela wędrownego żebraka. Dziady wymagały w swojej formule zaangażowania biedaka, który obchodził domostwa po prośbie i był medium łączącym wszystkich żywych ze światem po drugiej stronie jawy. Nazwa Dziady wzięła się z tożsamości określenia dla dusz zmarłych przodków o czym możemy dowiedzieć się na tej stronie – https://blog.slowianskibestiariusz.pl/zycie-slowian/swieta/dziady/, opisującej szczegółowo obrzęd dziadów. Wieczorem po domach odbywały się spotkania przy świecach i zastawionym stole. Na podwórzu zwykle płonęło ognisko, by pokazać kierunek zmierzającym na spotkanie duszom. Mogły się też ogrzać przy ogniu przed drogą powrotną. W domu na Dziady czekała wieczerza. Ludzie chcieli przypodobać się duchom i zyskać ich przychylność. W niektórych rejonach ceremonie Dziadów odbywały się na cmentarzach, jak to jest przyjęte dziś. Wspominano bliskich i dzielono się jedzeniem. Ważnym elementem był alkohol. Mocny alkohol był ulewany z naczynia na grób podczas wznoszenia toastu.

7f2248f9b73675455041a19b50e59c3a1